1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
Film

Anja Antonowicz: Rola w „The Crown” to nieoczekiwany sukces

17 grudnia 2022

W najnowszym sezonie serialu „The Crown” pochodząca z Polski aktorka Anja Antonowicz zagrała żonę ostatniego cara Rosji. W rozmowie z DW opowiada o pracy na planie, karierze w Niemczech i swej polskiej tożsamości.

https://p.dw.com/p/4KuJe
Aktorka Anja Antonowicz
Aktorka Anja AntonowiczZdjęcie: Jeanne Degraa

DW: Wiadomość, że zagrasz w piątym sezonie „The Crown” była małą sensacją i w Polsce i w Niemczech. Jak udało ci się trafić na plan serialu Netfliksa, który jest światowym hitem?

Anja Antonowicz*: Było to dla mnie ogromną niespodzianką, że udało mi się dostać tę rolę. Aktorstwo jest jak sinusoida; przychodzą sukcesy, potem przez jakiś czas nie ma się pracy, potem znowu sukcesy, i tak dalej. Ja liczyłam na jakąś dobrą falę, ale takiego sukcesu się nie spodziewałam. 

Prawdę mówiąc, nadal nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, że mogłam być częścią tak cudownego projektu, jak „The Crown”. I cieszę się z tego. To była wspaniała praca i niezapomniany czas.  

Jak trafiłaś na sam casting do „The Crown”? Czy zabiegłaś o to?

W dużej części było to dziełem przypadku. Zadzwoniłam do reżysera Christiana Schwochowa, którego znam, aby umówić się na kawę w Londynie. Okazało się, że przeprowadzał właśnie casting do ról członków dużej rosyjskiej rodziny i nie miał czasu na spotkanie. Ale rozmawiając ze mną, wpadł na pomysł, by mnie na ten casting zaprosić.

Wcześniej nigdy nie myślałam o tym, żeby zostać częścią „The Crown”. Netflix jest bardzo rygorystyczny, jeśli chodzi o obsadę. Obsadzają aktorów tylko oryginalnego pochodzenia. Wydawało mi się, że nawet do roli carycy Rosji będą chceli zaangażować Rosjankę. Ale caryca była przecież pół Niemką, pół Brytyjką. W związku z tym – nie będąc wprawdzie pół Brytyjką, ale mając niemiecki paszport i mówiąc po angielsku z niemieckim akcentem – mogłam starać się o tę rolę.

Anja Antonowicz w charakteryzacji z epoki przełomu XIX i XX wieku
Anja Antonowicz w charakteryzacji z epoki przełomu XIX i XX wiekuZdjęcie: Jeanne Degraa

Mówiłaś kiedyś, że castingu do „The Crown” nigdy nie zapomnisz. Dlaczego?

Nigdy, przed żadnym castingiem, nie odczuwałam takich emocji. Stałam przed drzwiami, wiedziałam, że zaraz wejdę na casting i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wchodzę na casting do „The Crown”. W głowie kotłowały mi wtedy różne myśli: od tej, jak to wspaniale, że tu jestem, aż po pytania, jak to w ogóle możliwe i czego ja tutaj szukam. Starałam się skoncentrować i powtarzać sobie, że to tylko casting, a „The Crown” to tylko film.

Sam casting trwał tylko 10 minut. Miałam do przygotowania jedną scenę po rosyjsku. Była ona dosyć intensywna. Chodziło o reakcję mojej postaci w chwili, gdy rodzina cara ustawia się rzekomo do fotografii i wtedy wchodzą bolszewicy z karabinami. Ważny był ten moment przełamania.

Szybko dowiedziałaś się, że masz tę rolę?

Nie, zajęło to dwa tygodnie. Tak naprawdę byłam przekonana, że mi się nie udało. I nie byłam z siebie zadowolona, wręcz przeciwnie. Ale miałam szczęście. Najpierw dostałam e-mail od reżyserki castingu, że producenci chcieliby mi zaproponować tę rolę, ale jeszcze czekają, co powie Peter Morgan (twórca „The Crown” – red.). I dwa dni później przyszła odpowiedź, że faktycznie ją mam. 

Pojawiasz się tylko w jednym odcinku i na krótko. Jak przygotowywałaś się do roli Aleksandry Fiodorowny? 

Dużo czytałam i rozmawiałam z Christianem Schwochowem o historii i mojej postaci. W mojej scenie Aleksandra odmawia modlitwę tuż przed rozstrzelaniem. Chyba przez trzy dni dyskutowaliśmy o tym, jak ona ma się przeżegnać w chwili gdy wie, że za moment umrze: w sposób prawosławny czy jak protestantka.

Ja bardzo lubię ten odcinek, uważam, że jest najlepszy z całego sezonu. I jestem też dumna z naszych scen. Miałam bardzo fajnych kolegów na planie; szczególnie aktorki, które grały moje córki. Atmosfera była niezapomniana, bo dla nas wszystkich udział w „The Crown” był wyróżnieniem.

Car Mikołaj II Romanow z żoną Aleksandrą Fiodorowną i dziećmi: Marią, Tatianą, Olgą, Anastazją i Aleksym
Car Mikołaj II Romanow z żoną Aleksandrą Fiodorowną i dziećmi: Marią, Tatianą, Olgą, Anastazją i AleksymZdjęcie: picture-alliance/dpa

Platformy streamingowe, jak Netflix, produkują dużo i za dużo pieniędzy. Co to oznacza dla pracy aktorów? Czy jest to dla was furtka do zaprezentowania się światowej publiczności?

Absolutnie. Dla nas to najlepsza droga, by zaprezentować się międzynarodowo. Większość produkcji, proponowanych nam, aktorom, przez platformy streamingowe jest trochę lepsza niż to, co proponuje telewizja linearna, która się powtarza i ma przesyt kryminałów. Wydaje mi się, że – przynajmniej w Niemczech – telewizja linearna traci przez ekspansję tych platform i chyba nigdy nie będzie już konkurencją dla Netfliksa, Sky i innych serwisów.

Już od dawna grasz tylko w Niemczech. Dlaczego zdecydowałaś przenieść tu swoją karierę i czy myślisz o powrocie do Polski?

Nie myślę o powrocie, ale może chciałabym w Polsce kiedyś zagrać. W tej chwili Europa, świat stały się bardzo małe i właściwie nie ma dla mnie żadnego znaczenia, gdzie gram.

Natomiast w Niemczech zaczęłam grać w 2003 roku. Zostałam, bo po prostu miałam tu oferty pracy. W Polsce nie miałam ich za dużo. Kiedyś reżyserka castingu powiedziała mi, że nie jestem typem na Polskę: Jestem dość charakterystyczna, a w Polsce szuka się raczej aktorów niecharakterystycznych.

W Niemczech początkowo grałaś przede wszystkim role kobiet z Europy Wschodniej. Jak udało ci się przełamać to zaszufladkowanie?

Od początku miałam bardzo jasny cel: żeby tak szybko, jak się da nie grać już wschodnioeuropejskich kobiet. Były to role bardzo ograniczone: albo prostytutki, albo sprzątaczki albo opiekunki dzieci czy seniorów. Gdy zagrałam już kilka takich podobnych do siebie ról, miałam ogromna potrzebę, by zagrać coś więcej. Wiedziałam, że jedyną drogą jest język. Dla Niemców język i akcent to jest świętość. Niemiecki widz jest bardzo wrażliwy, a redaktor telewizyjny – jeszcze bardziej. Ciężko pracowałam nad tym, by jak najszybciej wyzbyć się akcentu. I teraz, nawet jeśli czasem się go słyszy, mam wrażenie, że niemiecki widz już się do tego przyzwyczaił.

Od polskiej reżyserki castingu usłyszałam, że nie jestem typem na Polskę, mówi DW Anja Antonowicz
Od polskiej reżyserki castingu usłyszałam, że nie jestem typem na Polskę, mówi DW Anja AntonowiczZdjęcie: Jeanne Degraa

Za pierwszą niemiecką rolę w jednym z filmów z cyklu „Bella Block” od razu dostałaś nominację do Niemieckiej Nagrody Telewizyjnej. Teraz grasz na stałe w cyklu kryminalnym „Tatort”, a ostatnio była główna rola w romansie z serii „Rosamunde Pilcher”. Ale w Niemczech nadal bardzo często jesteś kojarzona jako gwiazda serialu „Lindenstrasse”.

„Lindenstrasse” trochę się za mną ciągnie. Grałam w tym serialu przez około ośmiu lat z przerwami. Można go porównać do polskiego „Klanu”. Wielu moich kolegów z tego serialu nawet nie chce o tym wspominać w wywiadach i nie chce być kojarzonym z „Lindenstrasse”. Ja lubiłam tę pracę i się jej nie wstydzę. Była to ważna przygoda w moim życiu. Prawdą jest też, że gdybym nie zagrała w „Lindenstrasse”, nie zostałabym w Niemczech. Pewnie wiele rzeczy by się w moim życiu nie wydarzyło.

Czy jako znana Polka w Niemczech starasz się być ambasadorką Polski, polskiej kultury?

Zdecydowanie tak. Dawniej, gdy było mi w Niemczech trochę trudniej, zmagałam się z akcentem, nie emanowałam polskim pochodzeniem. Agenci proponowali mi nawet, abym zmieniła nazwisko. Nigdy tego nie chciałam. Wychowałam się w Polsce, tam skończyłam szkołę filmową, cała moja rodzina jest w Polsce. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zaprzeczyć swojemu pochodzeniu.

Teraz staram się przedstawiać Niemcom polskich autorów, polskie filmy i kulturę. Mój mąż, który jest Niemcem, bardzo lubi książki Szczepana Twardocha. Może i nie wywieszam polskiej flagi, ale tym, jaka jestem, staram się pokazywać, że uprzedzenia Niemców wobec Polaków – a jest ich dużo – często nie są zgodne z rzeczywistością.

Twórca serialu "Lindenstrasse" Hans W. Geissendoerfer
Twórca serialu "Lindenstrasse" Hans W. GeissendoerferZdjęcie: picture-alliance/dpa

W Polsce też nie brakuje złych stereotypów na temat Niemców, relacje polityczne są trudne. Czy ma to wpływ na Ciebie? Twoje życie tutaj?  

W książkach Twardocha podoba mi się między innymi to, że pokazują one, iż Polska i Niemcy są bardziej ze sobą związane i mamy ze sobą więcej wspólnego niż nam się wydaje. I że siebie potrzebujemy.

Dlatego martwi mnie to, że relacje polsko-niemieckie są w tej chwili fatalne. Chciałabym, aby to się jak najszybciej zmieniło. A uprzedzenia Polaków odczułam na własnej skórze, gdy starałam się o niemiecki paszport i zauważyłam, jaką reakcję wywołało to w mojej rodzinie. Ktoś nazwał mnie nawet „volksdeutschem”! A przecież nadal mam polski paszport, a niemiecki był mi potrzebny do innych celów. Mój syn urodził się w Brukseli, nigdy nie mieszkał w Polsce, od 10 lat wychowuje się w Berlinie, ale też czuje się Polakiem i ma w Polsce wielu przyjaciół. Nie można podzielić tożsamości.

Oczywiście wiążą się z tym też trudne sytuacje. Wiele moich niemieckich przyjaźni rozpadło się po emisji filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” (produkcja telewizji ZDF z 2013 roku – red.). W niemieckim społeczeństwie cały czas jest jakaś potrzeba tłumaczenia tego, dlaczego Hitler doszedł do władzy i jak bardzo Niemcy cierpieli w czasie wojny. Ja bardzo się temu sprzeciwiam i pewnie nigdy w żadnym z takich filmów nie dostanę roli.

Jakie masz teraz plany zawodowe?

My, aktorzy, rzadko snujemy plany. Mam kilka zapytań od producentów. Cieszę się, że jest jakikolwiek ruch i zainteresowanie. Mam marzenie, by połączyć pracę przy filmach międzynarodowych z pracą w Niemczech i być może w Polsce. Tak naprawdę chciałabym kręcić dobre filmy, obojętnie gdzie.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

*Anja Antonowicz (ur. w 1981 r.) pochodzi z Torunia. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi. W Polsce grała m.in. w serialach „Na dobre i na złe” oraz „Pensjonat pod Różą”. W 2006 roku została nominowana do Niemieckiej Nagrody Telewizyjnej za rolę w niemieckim filmie z kryminalnego cyklu „Bella Block”. Zagrała tam Polkę, zbieraczkę szparagów, zgwałconą w miejscu publicznym. W Niemczech znana jest m.in. z seriali „Lindenstrasse”, „Tatort” oraz produkcji telewizyjnych i kinowych.